Asertywność to nie zbrodnia

Jako osoba spokojna i cierpliwa, przez lata nauczyłam się radzić sobie z sytuacjami, w których ktoś próbuje przekroczyć moje granice.

Zazwyczaj wystarczało, gdy jasno dawałam do zrozumienia, że coś mi nie odpowiada – i problem znikał. Jednak ostatnio doszłam do wniosku, że nawet spokojna asertywność może być wyzwaniem, zwłaszcza w relacjach z najbliższymi.

Kobieta kontra kobieta

Bliska mi osoba od pewnego czasu coraz częściej próbuje mnie przekonywać do wyjść, na które nie mam ochoty. Za każdym razem spokojnie wyjaśniałam, dlaczego to dla mnie niewygodne albo po prostu, że mam inne plany. Zwykle takie delikatne zwrócenie uwagi wystarczało. Doszłam jednak do wniosku że muszę być bardziej stanowcza, bo czułam, że moje granice były regularnie przekraczane.

Jestem wredna…

Kiedy po raz kolejny odmówiłam spotkania, tym razem bardziej stanowczo niż zwykle, usłyszałam coś, co naprawdę mną wstrząsnęło. Moja koleżanka spojrzała na mnie z wyraźnym rozczarowaniem i powiedziała chłodnym tonem, że zachowuję się wrednie. Na moment zamarłam, poczułam, jak ogarnia mnie fala dezorientacji i smutku, które powoli przekształciły się we frustrację. Zawsze starałam się być wyrozumiała i uprzejma – nie tylko dla niej, ale dla każdego, komu zależało na mojej obecności, nawet gdy mi samej brakowało ochoty czy energii. Czy naprawdę jestem taka „wredna” tylko dlatego, że postawiłam granicę? Przecież byłam spokojna i szczera, bez cienia nieuprzejmości. W mojej głowie pojawiły się pytania: czy źle zrobiłam? Czy naprawdę byłam zbyt stanowcza? A może to ona po prostu nie zrozumiała, czego potrzebuję?

Stanowczość

Czułam się rozczarowana nie tylko jej słowami, ale i sobą. Przez chwilę pojawiła się ta stara, znajoma pokusa, by się wycofać i może, dla świętego spokoju, jednak zgodzić się na spotkanie. Myślałam: „Może faktycznie przesadziłam?”, ale zaraz potem uświadomiłam sobie, że tak naprawdę po raz pierwszy wyraźnie zakomunikowałam, co czuję i czego potrzebuję. Przecież nie chciałam jej zranić – po prostu potrzebowałam przestrzeni, a ona nie chciała tego przyjąć.

Po chwili oddechu zebrałam się w sobie i spokojnie odpowiedziałam, starając się, by nie dać się wciągnąć w emocjonalną huśtawkę. Czułam, jak moje serce bije mocniej, kiedy powiedziałam, że „wredność” nie ma tu nic do rzeczy, że po prostu nie chcę się spotkać i mam do tego prawo. Wiem, że słysząc to, mogła poczuć się odrzucona – dlatego starałam się mówić łagodnie, ale stanowczo. Zaskoczyła mnie jednak jej reakcja, zupełnie inna niż się spodziewałam. Spojrzała na mnie niemal z wyrzutem, jakbym to ja przekroczyła granicę, a nie ona.

Świadomość

Dotarło do mnie, że bycie asertywnym nie zawsze spotyka się ze zrozumieniem. Czasem inni mogą odebrać nasze „nie” jako coś osobistego, jako atak na ich potrzeby, a nie jako wyraz naszych własnych granic. Poczułam mieszankę żalu i ulgi – żal, że przyjaciółka widzi we mnie kogoś innego, niż chciałabym, by widziała, i ulgę, że mimo to odważyłam się zadbać o siebie. Zrozumiałam, że ten jeden moment niewygody był lepszy niż kolejne godziny spędzone na spotkaniach, na które się nie godziłam, a z których wracałam z poczuciem, że znów zdradziłam swoje potrzeby.

To doświadczenie nauczyło mnie, że czasem trzeba być gotowym na niezrozumienie, by zachować szacunek do siebie. Moje „nie” nie było aktem egoizmu ani braku empatii, lecz aktem troski o siebie. Każdy z nas ma prawo mówić „stop” bez potrzeby tłumaczenia się czy przepraszania za to, że nasze potrzeby są inne.

Dlaczego stawiam granice?

Dzięki latom pracy nad sobą i rozwijaniu asertywności wiem, że moje potrzeby są równie ważne, jak potrzeby innych. Nauczyłam się, że nie muszę się tłumaczyć z każdego „nie”, ale warto być szczerym i mówić otwarcie o swoich uczuciach. Tym razem postawiłam sprawę jasno, bo chciałam uniknąć nieporozumień, które wcześniej pojawiały się w tej relacji.

Moja reakcja na krytykę – jak zachować asertywność?

Byłam zaskoczona i, nie ukrywam, trochę dotknięta, że ktoś uznał moje stanowcze „nie” za coś wrogiego. Zrozumiałam jednak, że ludzie często mylą asertywność z byciem chłodnym lub egoistycznym. Wtedy przypomniałam sobie, że asertywność to nie tylko mówienie „nie” – to również umiejętność przyjmowania krytyki bez poczucia winy.

  1. Wyjaśniłam swoje stanowisko – spokojnie, bez podnoszenia głosu. Zależało mi, aby druga strona zrozumiała, że nie było moim celem jej zranić, ale że potrzebuję przestrzeni i szacunku dla moich decyzji.
  2. Pozostałam przy swojej decyzji – nie zmieniłam zdania tylko po to, by uniknąć niezadowolenia drugiej osoby. Miałam prawo odmówić i tego się trzymałam.
  3. Nie tłumaczyłam się nadmiernie – bycie asertywnym nie oznacza, że muszę przepraszać za swoje wybory. Staram się zrozumieć uczucia innych, ale równie ważne jest dla mnie, bym sama czuła się dobrze z tym, co mówię i robię.

Asertywność – zbrodnia czy konieczność?

Ta sytuacja uświadomiła mi, że czasem nawet bliskie osoby mogą mieć trudności z zaakceptowaniem naszych granic, szczególnie gdy są przyzwyczajone do naszej łagodności i zgody. Jednak nie żałuję, że zareagowałam stanowczo. Asertywność to nie zbrodnia – to sposób na życie w zgodzie ze sobą, bez ciągłego poczucia winy czy zobowiązań, których nie chcę podejmować. Każde „nie” w takiej sytuacji jest krokiem ku autentycznym relacjom, które budują wzajemny szacunek.

Teraz jeszcze lepiej rozumiem, że nie muszę się tłumaczyć z moich wyborów i że moje potrzeby są równie ważne. Asertywność pozwala mi być sobą i czuć się pewnie, niezależnie od tego, co inni mogą o mnie pomyśleć.