Co to za wybór?

No i mamy dzień wyborów, najwyraźniejszy dowód na demokrację. Osobiście co do samej demokracji mam mieszane uczucia, jednak dziś nie o niej, a o wyborach.

Jedną z pierwszych rzeczy które zrobiłam po ukończeniu 18 roku życia było wzięcie udziału właśnie w lokalnych wyborach. Była to całkowicie moja decyzja kierowana nadzieję na lepsze jutro, wszak w konkury ze starymi władzami stanęli ludzie mojego pokolenia, znajomi, koleżanki i koledzy. Oczywiście głosowałam na tych, którym ufałam i niemal byłam pewna że nie zawiodą, a ich nowe spojrzenie na świat, jest takie samo jak moje. W tamtych wyborach ponieśliśmy klęskę. To nic, byliśmy młodzi. Kolejne lata pod starymi rządami utwierdziły mnie w przekonaniu że w następne głosowanie trzeba zaangażować się bardziej, mocniej, więcej. Na naszą korzyść dorosło kilka roczników, myślących jak my i to także dzięki nim wreszcie „stołki” objęło nowe pokolenie. Z czasem życie pokazało na kogo można liczyć, a kto dorwał się do urzędu jak świnia do koryta i jego głównym celem jest fajna pensja i prestiżowa praca, a nie pomoc społeczeństwu. Niestety, świń było znacznie więcej niż ludzi z powołania. Zniesmaczyłam się, a w dowód protestu przestałam chodzić na głosowania.

Praktycznie rzecz biorąc pomimo namowy rodziny i przyjaciół olewałam wszystkie wybory, od najmniejszych, aż po prezydenckie. Wyjątkiem było referendum o wstąpieniu do UE ale to bardziej z prywatnych pobudek niż z myślą o polepszeniu życia w kraju.

Dzisiaj do władz startuje bliska mi osoba, ufam jej i wierzę że nie robi to dla własnej materialnej korzyści, dlatego dzisiaj postanowiłam pójść… aczkolwiek jeszcze się zastanawiam.