Dni płodne

Ja w życiu się nie nudzę. Po pierwsze uważam że mamy za mało czasu żeby marnować go na nudę

a po drugie mam zbyt wiele pasji które bądź co bądź, trochę mnie zajmują. Jednocześnie sama o sobie mówię że jestem leniem co dla znajomych jest niezrozumiałe. Ich zdaniem osoba pracująca zawodowo, udzielająca się w mediach, mająca spory ogród no i rodzinę musi być pracowita. Nic bardziej błędnego.

Priorytety

To o czym często znajomi zapominają to mój chroniczny brak czasu dla nich. Latem praktycznie 90% imprez mnie omija. Jeśli spotkanie nie odbywa się w weekendowy późny wieczór to wiadomo że tam się nie pojawię. Przyzwyczaiłam się że często gdy dołączam do towarzystwa to spora grupa osób jest już mocno rozweselona a nawet po zabawie. Właściwie oni też już do tego przywykli. Oczywiście to nie jest tak że całkiem rezygnuje z życia towarzyskiego. Są osoby z którymi spotykam się co prawda sporadycznie ale poprzedzone to jest planami z każdej ze stron, i nie jest to kwadrans na kawę.

Innym fenomenem którego większość osób nie potrafi zrozumieć to moje porządki o 1 w nocy. Że późno, że głośno… lecz dla mnie to było wcześnie. Miotła i mop za wiele hałasu nie robią a takim sposobem nikt nie potrafił zaskoczyć mnie wizytą z rana. Co fajniejsze, w nocy pracuję szybciej i efektywniej. Skupiam się na danej rzeczy, nikt nie chodzi po domu, nie wybija mnie z rytmu, nic nie przestawia, nie bałagani. Przeciwnicy nocnych porządków twierdzą że równie dobrze mogła bym to robić o 6 rano. Serio? Po to żeby użerać się z resztą domowników i czekać aż wszyscy wyjdą do pracy. Wtedy i to ja muszę wychodzić. Zresztą z natury jestem sową, od piątej rano najlepiej mi się śpi i nie zamierzam tego zmieniać dla czyjegoś widzimisię.

Podobno lenistwo widać w zamiłowaniu do dróg na skróty a ja je uwielbiam. Owszem, nie zawsze dobrze się na tym wychodzi. Bywa że z czasem coś trzeba poprawić, wyjaśnić albo zwyczajnie zacząć od nowa. Jednak coś już się zadziało, czasem to lepsze rozwiązanie niż rezygnowanie z planów czy obietnic. Dodatkowo pozwala to odkrywać nowe metody i techniki. Nikt przecież nie zastanawia się nad poświęconym czasem ale nad efektem. Przywykliśmy do szybkiej obsługi. Chcemy mieć tu i teraz. Czy to źle? Myślę że nie, trzeba jednak się do tego przystosować, więc wątpię że jest lepszy sposób niż upraszczanie.

Na wszystko jest odpowiedni moment

Każdy z nas jest pełen sprzeczności. Uprawiamy sporty ale przy tym lubujemy się w używkach, chcemy spokoju a wychodzimy ze znajomymi, brakuje nam miłości a rzygamy agresją. Moja sprzeczność polega na notorycznym odkładaniu „na później” a potem robieniu rzeczy hurtem. Pojęcie pięciu minut to dla mnie bzdura i przyznam że tą teorią doprowadzał mnie do furii niegdysiejszy szef agencji reklamowej. Gdy padało zadanie równie głupie jak i niepotrzebnie marnujące czas, słyszałam „no zrób, zajmie Ci to 5 minut”, i teoretycznie miał rację. Tylko zawsze zapominał że przygotowanie i zaangażowanie wymagało kilkanaście razy tyle czasu. W końcu, dla świętego spokoju nauczyłam się od razu robić kilka wersji jego widzimisię. Pomysł słaby, wykonanie nie lepsze a i tak z czasem projekt „zdychał”. Jednak w efekcie szef był zadowolony a ja wychodziłam na geniusza, bo faktycznie zajmowało mi to kilka minut.

Cała sztuka w organizacji niemal na poziomie spedycyjnym, oraz wykorzystywaniu własnej energii, którą można porównać do dni płodnych. Chociaż niektórzy dopatrują się w tym zasługi faz biologicznych i księżyca, ale jakby nie patrzeć to wszystko ma swój odpowiedni czas. Inną sprawą jest fakt że wiele rzeczy robionych pod przymusem nie wychodzi najlepiej. Co gorsza bywają dni że wszystko idzie na opak i lepiej odpuścić niż się męczyć. Owszem, można powiedzieć że czasami się musi, ale do tego lepiej nie dopuszczać, tak jak i stłumić naturalne lenistwo. Bo w życiu jak z sexem… podobno jest zdrowy i przyjemny, ale tylko wtedy gdy ma się na niego ochotę 😉