Jak się żyje na wsi

Jeszcze 30 lat temu gdy kuzynostwo opowiadało kolegom i koleżankom w mieście, skąd się bierze mleko i że latem najlepiej kąpie się na świeżym powietrzu, niedowierzali.

Dziś, pomimo ogromnego postępu i możliwości obejrzenia wszystkiego w internecie wieś wciąż kojarzy się z głębokim zadupiem. Gdy kilka lat temu zaczęłam pracę w agencji reklamowej, jednym z pierwszych pytań było „Czy aby na pewno mam tam internet” i jak dojadę do pracy gdy drogi zasypie. Fakt że rzuciłam się na spore miasto jakoś nie wyjaśniał mi powodu pytań. Przecież nie mieszkam na Syberii ani w kraju trzeciego świata. Co śmieszniejsze, większość moich współpracowników posiadała auta i mieli możliwość podróżować po głębokich prowincjach. Niektórzy nawet bywali na wczasach agroturystycznych, ale myśleli że łazienka w domku i wi-fi to luksusy przygotowane specjalnie dla przyjezdnych. (Teraz z perspektywy czasu zastanawiam się czy ich podejście było bardziej głupie czy egoistyczne.) Gdy w końcu po kilku dniach pracy udowodniłam że mieszkańcy wsi to niekoniecznie wieśniaki i że posiadamy umysły, z grubsza dali mi spokój, chociaż zdumienie koleżanki „ty umiesz pisać maile?!” spowodowało że to ja ich zaczęłam postrzegać jako wieśniaków.

„Ale krowy to wy tam macie?”

W ciągu ostatnich dziesięciu lat sporo podróżowałam. Nocowało się w całkiem przyjemnych hotelach (bo na luksusowe to mnie nie stać), pokojach na wynajem, pensjonatach, itp. i na pewno mogę stwierdzić że w Polsce nie ma konkretnej granicy między wsią a miastem. Właściwie różnimy się gęstością zaludnienia i strukturą zabudowań. Oczywiście w większych aglomeracjach miejskich jest więcej atrakcji, możliwości zatrudnienia, komunikacji, ale z pewnością standard życia jest taki sam. Przyznam że kilka znajomych mi osób, mieszkających w centrach sporych miast posiada mieszkanie z własnym ogródkiem przed blokiem czy kamienicą. Jakże ogromne było moje zdumienie gdy dowiedziałam się że nawet można hodować kury mieszkając kilometr od starego rynku. Była to dla mnie abstrakcja wzięta co najmniej z komedii „Zróbmy sobie wnuka”. W oczach mieszkańców miast wciąż jednak to wieś kojarzy się ze zwierzętami, wychodkiem na podwórku i (mówiąc kolokwialnie) smrodem. Jedna z moich rozmówczyń, ciekawa życia jakie prowadzę zapytała „ale krowy to wy tam macie?” i przyznam się że pierwszą myślą była odpowiedź „nie takwielkie jak tutaj” ale sobie podarowałam. Prawda taka że szereg instytucji mających pomóc i kontrolować polskie rolnictwo, skomplikowało je do tego stopnia iż hodowanie przysłowiowej jednej świnki czy krówki nie ma sensu, pomijając że jest całkowicie nieekonomiczne. Z tych powodów próżno szukać koni, a rolnicy pałający się bydłem czy trzodą chlewną są mniejszością.

Ucieczka na wieś

Przez dziwaczne postrzeganie wsi i mnóstwa pytań, jak się żyje z dala od miasta zaczęłam używać zwrotów „prowincja”, „dalekie przedmieścia” itp. Na dobrą sprawę patrząc, polska jest tak małym krajem, a miejscowości tak gęsto że gdzie by się nie ruszyć to albo miasto, albo przedmieścia. Szczególnie że kilka lat temu zaczął się trend wyprowadzek poza metropolie. Bogatsi i ciut mądrzejsi inwestowali we własny domek tuż za obrzeżami wielkich skupisk ludzkich, jednak nie za daleko żeby w/w być blisko cywilizacji (jakby dalej jej nie było). Tak czy inaczej wkrótce i te okolice przestały być oazami spokoju bo wokół dobudowywali się nowi sąsiedzi i zamiast widoku na las, rosły osiedla z wrzeszczącymi dzieciakami, starcami i wszystkim przed czym ucieka się z miast. Znudzenie zgiełkiem teraz widać coraz bardziej, gdy na głębokim zadupiu łatwiej sprzedać działkę pod dom niż umeblowane mieszkanie w mieście. Powód oczywisty. Własny dom i podwórko to najlepsze miejsce aby przeczekać kryzys na wypadek kolejnego ataku koronozakazów. Więc jak się żyje na wsi? Zajebiście 🙂