Kiedyś to było lepiej czyli pokuta za głupotę i śmiech przez łzy

Już chyba tylko kabaretom można ufać. Przynajmniej wprost wiadomo że robią sobie jaja.

Czasy są jakie są, nie za kolorowe a niektórzy wręcz twierdzą że gorsze niż komuna. Bawi mnie strasznie gdy słyszę to z ust obecnych trzydziestolatków, chociaż może i nie powinno bawić a przerażać. Cóż za przeproszeniem ci smarkacze wiedzą o komunie a nawet o Polsce do lat 90-tych? Gówno! Ja niewiele pamiętam a starsza jestem i co jak co, to utkwiły mi w głowie kolejki za niemal wszystkim. Za materiałami kupowanymi spod lady, wydzielanymi słodyczami w śmiesznych ilościach, na poczcie żeby odebrać soczki od cioci z Niemiec bo w Polsce można było o tym pomarzyć. Na pewno nie było tak wesoło jak to się dzisiaj wydaje bo i media, drogi, a nawet służby publiczne wiele pozostawiały do życzenia, o powszechnej kulturze nie wspominając. Nadęta pani zza lady która zawsze ma rację i może oszczekać każdego klienta, kultowa postać z filmu Miś, nie wzięła się z nikąd. Owszem, jakoś się żyło bo rodzice zaradni i starali się żeby w domu niczego na ówczesnym poziomie nie brakowało. Nie bez znaczenia jest też fakt że posiadanie własnej ziemi to zawsze plus. Swojskie warzywa i owoce, mięso, jajka, mleko bo o tyle było lepiej że przepisy nie blokowały gospodarzenia wielokierunkowego.

Wczoraj… początki dobrobytu

Osobiście lat 80 nie wspominam mile, co innego przełom 90 i milenium. Powroty do własnych działalności, świadomość indywidualizmu i możliwości. Kto ówcześnie miał pomysł z powodzeniem mógł realizować. Niestety jednocześnie rozwijało się cwaniactwo i głupota napędzana reklamą. Gdy jak grzyby po deszczu wyrastały markety ludzie jak oszalali zachwycali się każdym bublem tam sprzedawanym. Nie powiem, sama lubiłam zakupy w dużej sieciówce. Zwłaszcza gdy zmęczona po pracy nie miałam sił żeby biegać za każdym produktem do innego sklepu. W jednym miejscu jest spożywczak, drogeria, zoologiczny a i znicze dziadkom na grób mogłam kupić. Dodatkowo było taniej, może i nawet za tanio. Z perspektywy czasu śmiało mogę powiedzieć że po 2000 roku żyło się lepiej, lżej ale i coraz szybciej. Człowiek gdzieś tracił siebie a chwilami kontakt z bliskimi. Niestety wielu w tych latach straciło również poczucie realności. Wstąpił w nas Polaków amerykański egoizm i włoskie lenistwo co było widać po rosnących stertach śmieci.

Dzisiaj… z głupotą za bary

Jeszcze kilka lat temu myślałam że zakaz handlu w niedziele był początkiem przywracania rozsądku, ładu rodzinie i otoczeniu. Wierzyłam że nie jest dla nas za późno. Niestety, łatwość z jaką łyknęliśmy koronopanikę przeraziła mnie. Pustoszenie półek w zawrotnym tempie, udostępnianie fake newsów i hasła typu „szczepienia powinny być przymusowe” sprawiły że zaczęłam zastanawiać się czy jestem zbyt ostrożna czy potężnie głupia. Byłam jedną z nielicznych osób które nie panikowały ani nie były chętne do szczepień. Dziś mamy niepodważalny dowód że gdyby ten cały covid był tak drastycznie śmiertelny to dziś ani Ukraińców, ani Rosjan a nawet nas Polaków by nie było. Nie wierzę że na wojnie ktokolwiek myśli o warunkach sanitarnych. To nie jest zabawa gdzie można powiedzieć „stop, muszę, ręce zdezynfekować”. To jest kurwa wojna! Brud, bałagan, syf, bez przepraszam i bez ściemy. Tam widać co naprawdę nam wszystkim grozi. A ludzkości grozi skrajny debilizm, na którego składa się naiwność i egoizm. Przyznam że sama nie wierzyłam iż coś takiego może się stać. W dobie poszanowania drugiego życia, troski o zwierzęta, a nawet wymogów uboju zwierząt aby jak najbardziej ograniczyć strach i ból, poluje się na ludzi… kurwa… po co?? Kto i dlaczego na to się godzi. Czy szanowny P, myśli sobie że będzie żył wiecznie, zostanie bohaterem, czy on w ogóle myśli? Dobra, nie będę w to brnęła bo coraz więcej niecenzuralnych słów ciśnie mi się do głowy.

Jutro. Oby było normalne

Ostatnie dwa lata każdemu dały wycisk. Mi osobiście otworzyły oczy na wiele rzeczy których nie spodziewałam się po współczesnej cywilizacji. Przede wszystkim zmieniłam podejście do wygody i pieniędzy. Szczególnie tych ostatnich ile byśmy nie mieli to zawsze będzie mało. To co nie wydamy na potrzeby, pójdzie na pierdoły. Chociaż wydawało się że jestem relamoodporna to zaczęłam się łapać że przez wygodnictwo również przykładam rękę do globalnego śmiecenia. Dopiero ograniczenia związane z covidem sprawiły że zaczęłam myśleć i chętniej robię zakupy w małych, chociaż droższych sklepikach. Wiem że jadąc po szampon czy kostki do zmywarki nie zmarnuję czasu na oglądanie „może jednak potrzebnego” fotela ogrodowego a tym bardziej go nie kupię. Nawet jeśli za szampon i kostki zapłacę tyle co w sieciówce jeszcze mając ów fotel, to wiem że nie zagracam mojego otoczenia. A wierzcie mi, poczucie tworzenia minimalnej ilości śmieci to naprawdę zajebiste uczucie. Owszem, wolała bym być całkiem zero waste jednak przy moim trybie życia tak się nie da. Pogodzenie wielu obowiązków, szybkiego tempa i utrzymanie kontaktu z ludźmi bliskimi sercu wymaga poświęceń, w tym także odrobiny eko. Druga sprawa że na drobne zakupy wybieram konkretne sklepy. Szczególnie lubię te, których właściciele mają 2, maksymalnie 3 i dorobili się ich ciężką pracą a nie cwaniactwem czy kiwaniem wspólników. Najlepiej gdy samo szefostwo sprzedaje i to tak że aż chce się tam wpaść nawet na chwilę ploteczek. Przeważnie tacy ludzie chętnie wspierają lokalną społeczność, dofinansowują szkołom wycieczki albo aktywnie uczestniczą w akcjach pomocowych. Dodam że wyrażenie zgody na postawienie puszki nie uważam za wsparcie, chyba że sami do tej puszki dokładają. Osobiście znam posiadacza małego sklepu który zawsze po tygodniu miał uzbieraną sporą sumkę i bardzo zastanawiało mnie jak on to robi. W końcu zwyczajnie zapytałam a w odpowiedzi usłyszałam historię tragedii jego przyjaciół. Wiedząc że od niego pieniędzy nie przyjmą namówił ich na wystąpienie o pomoc a w tym i na zgodę zbierania do puszek. Co było dalej można się domyślić.

Meritum

Nie jest śmiesznie, ani patrząc na nasz nieudolny rząd, na ceny, szczególnie paliw które są podstawą do wszelakich podwyżek, ani na światowych agresorów. Najbardziej jednak martwi mnie globalna propaganda, która była, jest i będzie. To ona napędza emocje którymi kieruje się większość ludzi, pazerność, nienawiść, zazdrość. Kiedyś myślałam że rozwój Internetu i możliwość wypowiedzi większości urwie łeb bzdurom, a jest przeciwnie. Co gorsze, sytuacja w Polsce jest równie zła jak w wielu innych krajach i chociażby mogło się uciec to gdzie? Do krajów w których inflacja jest jeszcze gorsza niż u nas, czy tam gdzie zastraszanie covidem ponownie jest TOP 1?