Loża głupców
Lubię od czasu do czasu dobrze się zabawić. Dobrze, w moim mniemaniu nie oznacza imprezy z hektolitrami alkoholu.
Ponieważ dużo jeżdżę autem, z procentami jestem na bakier i w sumie nawet z imprez już wyrosłam. Znacznie bardziej cenię spotkanie w towarzystwie osób z którymi nadaję na tych samych falach. A znaleźć człowieka z którym rozumiemy się jak przysłowiowe „łyse konie” nie jest łatwo, chociaż podobno każdy człowiek przyciąga takich ludzi jaki sam jest. Właściwie to może w tym problem. Rzadko kiedy akceptujemy siebie do końca, więc tym bardziej trudno zaakceptować własne wady u innych.
Jędza, kosmitka i zło wcielone
Charakter mam niełatwy, zupełnie odmienny od pogodnego wyglądu mojej twarzy. Bez bicia przyznaję się że jestem jędzą, zło wcielone i lepiej mnie nie znać niż zrobić sobie we mnie wroga. Z jednej strony jestem ugodowa i o byle pierdół się nie czepiam, z drugiej gdy ktoś przegnie, stawiam żelazne granice które bywa że latami nie przekraczam. W kwestii „własnego zdania” też zaparta jestem niczym przysłowiowa krowa. Skoro coś wiem, to wiem i o ile nie udowodni mi się inaczej (lub sama się nie przekonam) opinii nie zmieniam. Pewnie dlatego szanuję innych ludzi, którzy jak ja uparcie trwają przy swoim widzimisię. Nawet jeśli ich upór wydaje się być, dla mnie, całkowicie abstrakcyjny.
Między nami, wariatami
Kilka lat temu trafiłam do małej firmy, chociaż słowo firma w zasadzie jest tu sporo przesadne, bo pracowało tam zaledwie kilka osób. W tak małym gronie oczywistym było znać się ze wszystkimi i po paru miesiącach byłam pewna że trafiłam na środowisko indywiduum nie mniejszych niż ja. Życiorys każdego z nas zupełnie inny, różne sytuacje rodzinne, statusy majątkowe, dzieciństwo, a jednak każdy z jakimś życiowym problemem, nie do rozwiązania od ręki. Właściwie teraz, z perspektywy czasu myślę że może nie tyle byliśmy grupą dziwacznych osób ale spędzając razem osiem – dziesięć godzin nie sposób było ukryć nurtujących nas spraw.
Z biegiem czasu nawiązały się przyjaźnie dające chociaż na chwilę zapomnieć o własnych zmartwieniach. Pewnego rodzaju grupa wzajemnego wsparcia, bez psychiatry, psychologa, coacha i innych specjalistów mądrzejszych od nas. Chociaż zawodowo nie raz dochodziło do spięć, prywatnie akceptowaliśmy swoje wady.
Nie to idealne co idealne
Widzowie doskonałego serialu brytyjskiego „Co ludzie powiedzą?”, gdzie w komiczny sposób pokazane jest usilne udawanie osoby idealnej, zapewne zgodzą się ze mną że bycie „naj” jest męczące zarówno dla siebie jak i otoczenia. Nie sztuką jest wejść w konkretne środowisko, ale się w nim odnaleźć.
Ileż razy zdarza nam się osiągnąć to o czym marzymy, by potem przekonać się że jest to mniej bajeczne, a nowe otoczenie, sytuacje i ludzie rozczarowują. Efektem tego są nieporozumienia, samotność i pseudo przyjaźnie. Świat który chcemy oglądać, drastycznie różni się od rzeczywistego a mimo to nie widzimy różnicy, bez tego natomiast nie wiemy co trzeba zmienić. Może to znak że trzeba sobie odpuścić, a reszta ułoży się sama.