Majówka w kratkę czyli pogoda sobie a życie sobie

Żyję szalenie spontanicznie i poza wizytami u lekarzy nie planuję zupełnie nic innego. No przepraszam, jeszcze pracuję planowo o ile akurat nie zmieniam pracy (;)) ale to zupełnie inna bajka.

Wracając do tematu planowania, długi weekend to dla wielu świetna okazja do dalszej podróży, spotkań czy okazjonalnej metamorfozy mieszkania.

Praktycznie już od świąt padały pytania gdzie się wybieram i co zamierzam robić w majówkę. Gdy odpowiadałam że „nigdzie i nic” początkowe zdziwienie czasami przybierało formę pretensji, bo jak tak można nie zorganizować sobie czasu wolnego. Swoją drogą zastanawiam się po co planować weekend, gdy na co dzień trzeba żyć w rutynie którą życie samo zsynchronizowało z nami. Osobiście uwielbiam stan gdy rano spoglądam z łóżka na zegarek i z nieukrywaną radością bezkarnie mogę „dodrzemać” sobie kwadransik a nawet kilka. Jestem leniem? Być może, ale czyż nie należy się odrobina lenistwa po tygodniu pracy.

Co do samego weekendu, zapowiadał się ładnie więc nawet z lekka żałowałam że w rodzinnym głosowaniu nie stanęłam za wyjazdem. Ba, żeby tradycji stała się zadość, a familię udobruchać zaprosiliśmy przyjaciół na trzecio-majowego grilla. W wersji ekstremalnej (na wypadek deszczu) mieliśmy posiedzieć na tarasie przy podgrzewanej kiełbasie i kawie z ciastem.

W piątek pogoda dawała popis, serwując deszcz na przemiennie ze słońcem. Jedyne co było stałe to temperatura, bardziej przypominająca marzec niż maj. Właściwie koło południa stwierdziliśmy że zadowolimy się samym deserem, po którym padł pomysł wycieczki nad morze. Nie da się ukryć że z dobrą ekipą w ogrzewanym samochodzie żadna aura nie straszna, a pokrzyżowane plany nie są problemem.