Nad wyraz przeciętnie normalna rodzina

W jednym z komentarzy którego nie opublikuję, zarzucono mi że wstydzę się mojego pochodzenia, a konkretnie domu dziecka w którym podobno spędziłam większość życia.

Wszystko zostało wyjaśnione mailowo, ale przyznam że to ciekawy temat na wpis, ponieważ jak słusznie zauważył J. niewiele i niejednoznacznie piszę o mojej rodzinie. Niestety, wszystkich którzy również pomyśleli że dorastałam w domu dziecka muszę rozczarować. Pochodzę z obrzydliwie normalnej rodziny. Ewentualnie odchyleniem może być fakt że jestem jedynaczką, jednak w mojej okolicy mieszka tyle wujków i ciotek a wraz z nimi sióstr i braci przyrodnich, że sama się nie wychowywałam. Ponieważ urodziłam się i po dziś dzień mieszkam na wsi, niemal całe przyrodnie rodzeństwo każdą wolną chwilę spędzało u nas. Los oszczędził mi dramatycznych wypadków, chorób i innych nieszczęść, a ogólnie rzecz biorąc moje życie jest na tyle pospolite że (jak to nazywa jedna z bliższych mi osób) „rzygam tęczą”.

Dlaczego o tym nie piszę?

Bo niby po co miała bym o tym pisać? Uważam że nie ma w tym nic ciekawego i nawet jeśli kogoś to interesuje to nie rozumiem po co. Sądzę że moje życie jest na tyle przeciętne iż nikogo zbytnio nie będzie interesować. Nie mam parcia na sławę, celebrytką też nie zamierzam zostać, a blog powstał bo miałam ochotę pisać teksty wykraczające poza SEO badziewiami i innymi artykułami na potrzeby reklamy. Gdy pracuje się głową, a pisanie jest właśnie taką pracą, człowiek potrzebuje odskoczni, wyciszenia codziennych myśli które nie koniecznie chce się powiedzieć znajomym.

Owszem, zgadzam się z J. że nasza przeszłość nas kształtuje. To od dzieciństwa zależy kim stajemy się gdy dorośniemy. Nasze światopoglądy, opinie, lęki, podejście do innych ludzi nie bierze się znikąd. W życiu codziennym też nie opowiadam każdemu swojej historii, która zresztą co roku stawała by się coraz dłuższa. Szkoda na to czasu a i tak wiele osób nie będzie przywiązywało do niej wagi. Wysłuchają, pokiwają głową i co najwyżej zapamiętają że jestem jedynaczką („aż niemożliwe bo taka fajna jesteś”). Co niektórzy zapamiętają imię ojca które jest przeciętnie przeciętne, bo o matce pewnie powiedzieli by, jak zawsze znajomi mówią „ona ma takie dziwne imię”. No bo ma dziwne ale co z tego? Gdy ktoś chce wiedzieć więcej to pyta. Nie trzeba od razu zarzucać mi zadzierania nosa i wstydzenia się przeszłości. Zresztą, ile osób tak naprawdę czyta wszystkie wpisy na blogach?

Wracając do wstydu

Nawet gdybym pochodziła z domu dziecka nie wiem czemu miała bym się wstydzić. Na dzieciństwo mamy niewielki wpływ a wstydzić można się rzeczy które świadomie, albo przynajmniej w wieku własnych decyzji podjęło. Z pewnością wstydzę się ale i głośno o tym mówię, mojego wieloletniego braku wykształcenia. Ponieważ po podstawówce miałam okres buntu który najwidoczniej był matce na rękę, nie poszłam do żadnej szkoły i dopiero około trzydziestki poszłam do technikum. Co prawda egzaminy „uwaliłam”, maturę praktycznie też zdałam tylko z języka polskiego, ale zrobienie średniej podniosło moją samoocenę i otworzyło drzwi do kursów. Dzięki kursom odkryłam pasję którą mogę łączyć z zarobkiem (bo pracę mam zwykłą, na produkcji, ale to historia na całkiem spory wpis). Teraz sama namawiam innych do działania, robienia czegoś dla siebie, rozwijania, szukania pasji i niestety do nauki. Nasze szkolnictwo dla dorosłych jest na tak śmiesznym poziomie że można śmiało potraktować je jako formalność.

Na pytanie czy czegokolwiek się wstydzę, odpowiem jednym z moich ulubionych cytatów „Życie trzeba przeżyć tak, żeby wstyd było opowiadać, a miło wspominać”. Nie wolno obdzierać człowieka z wszystkich tajemnic 🙂