Pobożne zoo życzenia

Ostatnio dużo uwagi poświęcam zwierzętom.

Nie tylko tym moim, bo im zawsze staram się tyle samo, ale i wirtualnym, a konkretniej informacjom o nich. Przyznam że jest tego co niemiara, zaczynając od portali poprzez fora aż po blogi. Z jednej strony cieszy mnie to ogromnie bo nie muszę sięgać po papierowe literatury, z drugiej wielokrotnie smuci to co czytam. Najgorsze że nie do końca jestem pewna czy to zasługa coraz większej świadomości czy presji społecznej, ale widzę sporą rozbieżność pomiędzy tym co pisze się teraz a co pisane było jeszcze dwadzieścia lat temu.

Wiekuista potrzeba wolności

Obecnie “na tapecie” mam psy, koty i wszystko co ich dotyczy. Od ras, zdrowie, karmienie aż po wychowanie i opiekę. Nie dziwi mnie że coraz więcej porusza się temat dobrostanu zwierząt bo to co wyczyniało się (a i jeszcze wyczynia) woła o pomstę do nieba. Z drugiej strony wiele osób ze środowiska posuwa się do granic skrajności, a nawet głupoty. Bo inaczej nie można nazwać odbierania zwierząt opiekunom tylko dlatego że dana rasa jest uznana za agresywną. Owszem, jeśli pupil jest nie do opanowania to lepiej z niego zrezygnować, ale to czy faktycznie jest agresywny trzeba potwierdzić obserwacjami, a wierzcie mi, wariactwo u czworonoga widać zanim jeszcze kogoś pogryzie. W  tym miejscu wcale nie teoretyzuję bo osobiście znam przypadek psa który niestety pod niewłaściwą opieką stał się maszyną do zabijania. Celowo piszę, pod niewłaściwą opieką, bo ów psisko od małego wykazywało cechy silno-przywódcze i nawet ja, nie bojąca się kundli przed nim czułam respekt.

Niby poznaliśmy się jak był mały, puszysty, kochany, spotykałam go często jednak co jakiś czas jego zachowanie było coraz bardziej apodyktyczne. Pamiętam jak któregoś dnia powiedziałam do właścicielki “zatrudnij behawiorystę albo zamknij go zanim kogoś pogryzie”. Usłyszałam że się czepiam, że piesek (piesek… z 40 kilo nerwusa) musi się wybiegać, że w klatce zgłupieje, posesja jest ogrodzona a jak mi się nie podoba to wchodzić nie muszę. Więc przestałam wchodzić, niestety nie wszyscy podeszli do sprawy psa tak poważnie jak ja. Przyszedł dzień w którym kundel pogryzł siostrzenicę właścicielki a kilka dni później jej ojca. Co ciekawe znał tych ludzi od małego a i nie raz od nich jedzenie dostawał gdy właścicielka wyjeżdżała. Owszem, nie można żadnej istoty trzymać w ciasnej klatce, zresztą nawet wymiarowa jest pewną formą więzienia i jestem za tym aby chociaż raz dziennie dać się pupilom wyszaleć.

Zwierzak to nie zabawka

No właśnie niby o tym wiemy. Mówimy  dzieciom, dbamy o nasze domowe zoo, karmimy, leczymy, wyprowadzamy na spacery ale tracimy rozum gdy widzimy przeurocze zwierzątko. Wyciągamy do niego ręce, cmokamy, wołamy, przytulamy być może wbrew woli. Bo co ma zrobić mała istotka w konfrontacji z dużym człowiekiem. Owszem, dorosłe koty wiedzą co zrobić ale pod warunkiem że po obronie mają się gdzie schować. Mieć świadomość że zwierzę nie jest zabawką to coś więcej niż zapewnienie domu i opieki.

Pamiętam przypadek pewnego dorosłego kota Teodora który co jakiś czas u nas pomieszkiwał. Piękne, duże czarne kocisko przychodziło nie wiadomo skąd, nie bało się ani nas, ani naszych psów a nawet kotów. Wyjadał z misek niemal wszystko chociaż wyglądał na zadbanego. Gdy miał ochotę to się łasił, gdy chciał spokoju wchodził po starej gruszy na dach garażu. I zapewne po dziś dzień nie wiedziałabym skąd się ów gość brał gdyby nie przypadkowa rozmowa ze znajomą co mieszka ponad półtora kilometra dalej. Okazało się że kot był jej i rządził wraz z resztą jej zoo do czasu aż przyjeżdżały wnuczki. Po pierwszych powitaniach i kilku godzinach gdy dziewczynki nie wyjeżdżały, kocisko znikało. Co dziwne, futrzak wydawał się być zachwycony dziećmi. Dawał się głaskać, karmić z ręki, nawet wozić w wózku z lalkami. Najwidoczniej jego cierpliwość miała żelazne granice. Wiedząc jak ma się sprawa naszego gościa, traktowaliśmy go jak pozostały zwierzyniec a i starsza pani była spokojna wiedząc co dzieje się z Teodorem. Z czasem sama zaczęła odbierać swoją zgubę jak tylko dziewczynki opuszczały jej dom.

Teoria, praktyka i potrzeba zrozumienia

Jak pisałam na początku, w Internecie jest multum poradników lecz czasami nijak mają się one do rzeczywistości. Dobrze gdy są pisane przez hodowców, gorzej gdy autorzy to profesjonaliści co wyuczyli się po szkołach a sami nawet rybek pod opieką nie mieli. Jednak z jedną rzeczą zgadzają się zarówno teoretycy jak i ludzie z wiedzą praktyczną. Każdy, nawet zwierzę potrzebuje zrozumienia, poświęcenia chwili, zastanowienia dlaczego tak się dzieje a nie inaczej. A gdy już wiemy, musimy podjąć odpowiednie decyzje bo od nich zależeć będzie życie zarówno nasze jak i naszych podopiecznych. Obserwujmy, myślmy i kochajmy mądrze, może z czasem nauczymy się wrażliwości nie tylko wobec zwierząt ale i wobec drugiego człowieka, bo wciąż nam tego brakuje.