Porozmawiajmy o pogodzie

Mawiają że przyjaciele nawet z pogody potrafią zrobić temat na całonocne pogaduchy.

Właściwie rozmowy niektórych są wyłącznie na poziomie pogody, bo cokolwiek nie powiedzą i tak nie ma to żadnego znaczenia. Poza kilkoma dyktatorami to gadaniem jeszcze nikt nic nie zwojował, i sama wychodzę z założenia że nie słowa, a czyny pokazują naszą wartość.

Nie lubię, wręcz nie cierpię ludzi którym słowa „zawsze” „nigdy” i „na pewno” przychodzą z lekkością, bo niczego tak naprawdę nie możemy być pewni. Zbyt częste deklaracje i obietnice okazują się być puste i wielokrotnie podszyte słomianym zapałem. Niby każdy z nas zna siebie, niby wiemy na co nas stać, a czemu nie będziemy potrafili podołać. Osobiście jednak wolę osoby które dają nam margines mówiąc „może” niż obiecują gruszki na wierzbie.

Z pół roku temu będąc na służbowym wyjeździe trafiłam na starą przyjaciółkę. Pierwszy entuzjazm opadł jak po krótkiej rozmowie w stylu „co u Ciebie” okazało się że nie bardzo mamy o czym rozmawiać i prawdę mówiąc już miałam ochotę uciec gdy padło sakramentalne „ale pogoda to ostatnio dopisuje” i zaczęło się… Właściwie nie wiadomo kiedy minęły dwie godziny (przestane na szczecińskim deptaku) gdy z rozmowy wyrwał mnie telefon szefa. Umówiłyśmy się na kawę ale jakoś nie było okazji się zdzwonić.

Kilka dni temu odezwała się z pytaniem czy mogę jej doradzić w kwestii zawodowej. Sprawa była pilna jednak na wszelki wypadek na spotkanie wybrałyśmy piątkowy wieczór. To była dobra decyzja. Po kilku godzinach w kawiarni, z powodu jej zamknięcia przeniosłyśmy się do pobliskiego, całodobowego zajazdu, a spotkanie skończyło się po 3 nad ranem. Zdecydowanie głównym tematem wieczoru nie była praca, a bawiłyśmy się świetnie jak za czasów szkoły.

Kto by pomyślał że gdyby nie rozmowa o pogodzie sprzed pół roku, być może znów spotkały byśmy się gdzieś przypadkiem za kilka lat.