Uszczęśliwianie na siłę

To że nie śpię o 1 nad ranem nie jest niczym nadzwyczajnym, to że siedzę nad kubkiem kawy również. Takie życie… taka praca i właściwie gdyby nie moje zamiłowanie do sowiego trybu to można by pomyśleć że to następstwo niegdysiejszej pracy na trzy zmiany.


Niedawno byliśmy świadkami walki obrońców niedzielnych pracowników. Walki którą wygrali w imię obrony ludzi pracy, by wreszcie mieli niedziele dla rodziny, aby oni mogli wypocząć a inni nie ulegali pokusie niedzielnym zakupom… cóż za absurd. Tak jakby tylko markety były czynne w niedzielę i tylko ich pracownicy tego dnia byli w pracy, bo przecież poza nimi nikt inny nie pracuje. Nie istnieją elektrycy, energetycy, hydraulicy, informatycy, prezenterzy, piekarze i inne armie ludzi dbających abyśmy w naszym rozpieszczonym, cywilizowanym kraju nie odczuli dyskomfortu. Oczywiście w niedzielę „nie pracują” lekarze, policjanci, strażacy, księża (!) więc zamykanie marketów w ten jeden dzień jest fer.
Ciekawe kiedy ktoś pomyśli o pracownikach produkcyjnych którzy zapieprzają na nocki, piekarzach bez których rano nie mielibyśmy świeżego pieczywa, kierowcach zaczynających dzień o 2 nad ranem i o rolnikach których praca trwa 24 godziny?
Czy wszyscy ci ludzie są gorszego sortu?
Druga strona medalu pokazała się już po wprowadzeniu ustawy w życie, znacznie ciemniejsza strona. Jako przedstawiciel handlowy codziennie spotykam się z pracownikami sklepów, zaczynając od małych osiedlowych kiosków, po hipermarkety pracujące 24h/dobę i coraz częściej słyszę że to uszczęśliwianie na siłę nie wyszło na dobre. Przedłużone godziny pracy w piątki i soboty, i nadzwyczajne kolejki do kas męczą po równo klientów i pracowników. Co z tego że niedziela jest wolna, jak sobotnia zmiana kończy się długo po północy, a nowy tydzień rozpoczyna się o 4 rano zamiast o 6. Prawda, o mało pominęła bym że zakaz handlu w niedzielę miał zwiększyć ruch w lokalnych sklepikach gdzie pani Krysia z panem Zenkiem są właścicielami i nagle poprzez zamknięcie sieciówek mieli mieć więcej klientów. Więc co oni na to? Uśmiechają się z politowaniem no bo (pozwolę sobie zacytować p. Krysię) „Myślisz kochana, że chce się ludziom do nas fatygować skoro następnego dnia będą mieli otwarty market pod nosem? Mamy stałych klientów, którzy nas odwiedzali i odwiedzać będą bez względu na ustawy, tak jak zresztą markety mają swoich…
Jak widać po raz kolejny rząd strzelił kulą w płot, nie pierwszy, nie ostatni, bo nie ma to jak uszczęśliwianie na siłę.