Wojny wewnątrz nas

Przeważnie na przełomie lutego i marca, gdy już niemal z rozpaczą czekam na wiosnę a zamiast niej dostaję mroźne noce nachodzą mnie refleksje o złożoności ludzkiej psychiki.

Pracę zmieniałam tyle razy że mogła bym napisać o tym poradnik. Praktycznie w żadnej nie wytrzymałam dłużej niż 3,5 roku. Gdy odpowiadały mi waruki to albo przełożeni byli (delikatnie ujmując) dziwni, albo firma na tyle mała że trudno było o umowę a tym bardziej o fajną pensję. Natomiast w przemyśle, gdzie nawet można było zarobić i perspektywy były na awans, specyfikacja pracy na tyle durna i nudna że nie mogłam tam spokojnie usiedzieć. Moja głowa to istne perpetuum mobille które w momentach zajęcia dla rąk, wpada na miliony pomysłów. Od biznesów, poprzez aranżacje, dekoracje aż po kosmiczne teorie spiskowe.

Lubimy wierzyć, że to świat zewnętrzny dyktuje nasze życie

Że to okoliczności, przełożeni, przypadki i nieuchwytne „tak wyszło” kierują naszym losem. Tymczasem, gdy spojrzę wstecz na własne wybory, widzę, że to, co mnie spotkało, było nieuniknioną konsekwencją mojego wewnętrznego świata – chaosu, pragnień, tęsknot, przekonań i nieustannej potrzeby zmiany. Moje wojny zawodowe, frustracje, decyzje o odejściu – wszystkie miały swój początek w mojej głowie.

Kłócimy się sami ze sobą. Buntujemy przeciwko temu, co robimy, a na co mamy ochotę. Sabotujemy własne działania, odwlekając decyzje, podcinając sobie skrzydła, tłumacząc, że „to jeszcze nie ten moment”. Jesteśmy z siebie niezadowoleni, wciąż goniąc za nieosiągalnym ideałem, a gdy już zbliżamy się do celu, natychmiast podważamy jego sens. Próbujemy walczyć z nałogami, słabościami i strachem, ale zamiast zwalczać ich przyczynę, sięgamy po półśrodki – odwracamy uwagę, zagłuszamy problem, udajemy, że nie istnieje.

Dziwimy się, że to, co na zewnątrz, nie wygląda tak, jakbyśmy chcieli

To, co dzieje się w nas, manifestuje się na zewnątrz. Czasem jako zmiana pracy, czasem jako rezygnacja z relacji, innym razem jako nieoczekiwany obrót spraw, który wygląda jak losowa katastrofa, a jest tak naprawdę kulminacją naszych niezauważonych wewnętrznych konfliktów. Nie można na dłuższą metę oszukać samego siebie – jeśli coś w nas się burzy, świat w końcu odpowie.

Nasze życie to efekt wewnętrznych bitew, które toczymy każdego dnia. Wojna między tym, czego chcemy, a tym, co „powinniśmy” robić. Między wygodą a wolnością. Między lękiem przed zmianą a niezgodą na stagnację. W każdej decyzji, każdym wyborze – czy zostaję, czy odchodzę, czy walczę, czy odpuszczam – widać echa tych wewnętrznych starć.

Może zamiast szukać idealnego miejsca, pracy czy ludzi, warto zacząć od zrozumienia siebie. Skąd ta potrzeba ruchu? Czemu ten niepokój? Czy to świat wokół jest nie do zniesienia, czy to ja nie mogę w nim znaleźć miejsca? Może największym wyzwaniem jest nauczyć się rozpoznawać własne wojny, zanim zaczną siać spustoszenie w świecie zewnętrznym.

Bo to nie świat nas ogranicza. To my sami, jeśli nie rozumiemy własnych bitew.