Porozmawiajmy o religii

Religia to delikatny temat i bez względu na charakterystykę i kraj, jest ona obecna w codziennym życiu.

Z jednej strony mnóstwo mitów, rytuałów i fałszu, z drugiej mamy kilka dowodów na istnienie siły wyższej. Pisząc o dowodach nie mam na myśli cudów czy innych zjawisk niewytłumaczalnych, ale fakty z historii. Jak chociażby nową erę, która zaczęła się czymś niewyobrażalnie ważnym, albo ewangelię. Owszem, za kilka lub kilkanaście lat te dowody mogą być banalnie wytłumaczalne. Może okazać się to również świetną mistyfikacją, jakimś żartem sprzed tysięcy lat lub źle przetłumaczonymi zapiskami. Jednak twierdzenie że ziemianie są jedynymi istotami we wszechświecie, a na domiar tego najmądrzejszymi też jest szalenie egoistyczne. Ba, patrząc na to co się wyrabia, my ludzie zbyt wiele z mądrością wspólnego nie mamy. Właściwie jakby się nam dokładnie przyjrzeć to człowiek jest istotą strasznie tępą, chciwą i interesowną. Szczególnie to ostatnie zamieszkuje w każdym z nas. Niby jesteśmy dobrzy… jak nam pasuje, szczodrzy… jak nam pasuje, hojni… jak nam pasuje. Krótko mówiąc większość rzeczy robimy mając w tym jakiś interes i nie zawsze musi być to pieniądz.

Dobrzy, źli i jeszcze gorsi

W młodości, pod silnym naciskiem matki, aktywnie uczestniczyłam w życiu parafii. Przyznam że nawet przez wiele lat miałam poczucie czegoś wielkiego, bycia częścią grupy wybrańców, tych którzy wierzą, wiedzą i są filarem zbawienia świata. Niestety wraz z wiekiem coraz więcej się dostrzegało. Dla mnie najbardziej niezrozumiały był cynizm i zakłamanie osób „gorliwie wierzących i praktykujących”. Wiele razy widziałam ich postępowanie zupełnie niezgodne z przykazaniami, a przede wszystkim najważniejszym przykazaniem miłości. I to właśnie ci ludzie przyczynili się do tego że zupełnie odwróciłam się od kościoła. Nie chciałam być jak oni ani być tak postrzegana. Doszłam do wniosku że skoro katolików cechuje upór, zawziętość i uszczęśliwianie innych na siłę to religia jest zła. Zwłaszcza skoro sami przedstawicie kościoła prowadzą podwójne życie to widocznie jest coś o czym nie mówi się zwykłym ludziom, lub to co się mówi jest niewiele warte. Jakież było moje zdziwienie gdy (jeszcze będąc praktykującą katoliczką) zostałam okrzyknięta gorszą niż złą. No bo jak ja mogłam poddać pod wątpliwość niemal wszystko co nam mówiono?? Wszyscy jesteśmy ludźmi, popełniamy błędy, mylimy się. Stąd rozbieżności pomiędzy słowami a czynami. Tylko dlaczego mi nie wybaczono mojego zwątpienia?

Mądrość jest cechą boską

Na pewnym etapie mojego życia byłam bliska świadomego zerwania z kościołem a nawet nazwania siebie ateistką. Wielogodzinne przemyślenia były tematem do rozmów z moją duchową przewodniczką Anną. Po dziś dzień zdumiewa mnie jej otwartość, mądrość i umiejętność przekazywania wiedzy. Wbrew pozorom to nie jest wcale takie łatwe. Szczególnie gdy ma się do czynienia z osobą tak upartą i dociekliwą jak ja. Nawet niewygodne pytania nie zmywały jej delikatnego uśmiechu, pełnego wyrozumiałości i ciepła. Umiała wyjaśniać rzeczy trudne, rozwiązywać skomplikowane sytuacje, nadawać sens problemom bez wyjścia. Właściwie jej zawdzięczam to, kim w dużej mierze jestem. Pamiętam jak w czasie jednej z rozmów zapytałam, co jeśli Boga nie ma, jeśli cała nasza wiara idzie w próżnię i w niej ginie. Gdzie w tym jest sens? Odpowiedziała że jeśli chociaż jedno życie uratuje się dlatego że ktoś boi się piekła to już nadaje rzymskokatolickiej religii sens. Faktycznie współczesna świadomość poszanowania życia wciąż musi być poparta karami za jego odebranie. Aż strach wyobrazić sobie jak okrutni byli by ci ludzie których przed czynieniem zła powstrzymuje wiara w Boga.

Nie katoliczka, nie ateistka

Dzisiaj nie nazywam siebie katolikiem. Co prawda przyjęłam wszystkie możliwe sakramenty włącznie z małżeństwem kościelnym jednak daleko mi do szablonu jaki kreuje wiara rzymskokatolicka. Ani nie podzielam wszystkich teorii, ani nie wierzę we wszystkie „dowody”, a tym bardziej cuda. Staram się szanować każde życie (no może poza szkodnikami), uśmiechać do ludzi ale jednocześnie stawiam żelazne granice. Nie pozwalam sobie wejść na głowę, nie pomagam wszystkim. W kościele praktycznie nie bywam, chociaż często odwiedzam groby bliskich. Czy wierzę? Tak, wierzę! W coś lub kogoś kto kręci tym światem. Skoro przez lata uczono mnie że to Bóg, to niech będzie że wierzę w Boga. Może nie takiego jaki jest powszechnie uważany, ale wolę myśleć że to On przyczynił się do powstania człowieka niż w to że pochodzimy od małpy.