Jestem człowiekiem sukcesu, tylko mój sukces jeszcze mnie nie znalazł

Pogodziłam się z tym że w pewnym wieku trzeba obniżyć loty i zajebistym programistą to już nie będę. Co więcej, sytuacja na świecie, zdrowie i znajomi doprowadzili do tego że zaczęłam myśleć o sobie jako o człowieku który za wiele nie osiągnie. Zwłaszcza że w środowisku kreatywnym, osoba po czterdziestce to niemal dinozaur. Zwyczajnie się starzeję. To co się już dało nauczyć to się nauczyło i teraz trzeba uparcie tą wiedzę aktualizować. Jednak pod żadnym pozorem nie chwytać za coś nowego. Nabieranie doświadczenia w gruncie rzeczy jest prostsze niż poznawanie kolejnych dziedzin. Zresztą życie i tak zmusza nas do nieustannej nauki. A to obsługa nowego sprzętu a to nowe przepisy lub wytyczne. Innym razem okazuje się że milion porad w necie a i tak trzeba sięgnąć po fachową lekturę. U mnie jeszcze dochodzi niechęć do nauki rzeczy które przydadzą mi się raz ewentualnie dwa. Do tego dziwaczny umysł co prędzej wymyśli kilkanaście nowych rozwiązań niż coś przypomni sobie.

Grunt to wiedzieć co chce się w życiu robić

Ludzie dzielą się na takich co wiedzą co chcą robić, nie wiedzą i wiedzieli by gdyby mieli czas się nad tym zastanowić. Niestety ja należę do tych ostatnich. Wiem… wiedziałam dopóki nie okazało się że małżeństwo to wcale nie jest taka zajebista sprawa. Że polskie władze nie mają pojęcia co robią i że większość ludzi jednak opiera przyjaźnie na pieniądzach i karierze. Praktyczne przeżyłam kilka głębokich rozczarowań po których stawałam się zupełnie innym człowiekiem. Twardszym, pokorniejszym ale i zagubionym. Oczywiście za każdym razem się podnosiłam bo jestem twarda baba ale w głębi mnie zachodziły drastyczne i jak się okazuje, nieodwracalne zmiany.

Egoistyczne podnoszenie poprzeczki

Każda zmiana niosła nowe decyzje, gruntownie przemyślane i nakierowane w ten sposób aby po raz kolejny w poprzednie g… nie wdepnąć. Więc im dłużej żyje tym trudniej zadbać o wszystkie aspekty życia w zgodzie z samym sobą, z bliskimi oraz otoczeniem. Gdy pierwszy raz musiałam skorygować życiowe plany i stanęłam przed pytaniem „Co teraz” sama byłam przerażona jak można nie wiedzieć. Przecież na dorosłość i możliwość realizacji czekamy całe dzieciństwo. Patrzymy na dorosłych, nabieramy własnego zdania i dostając dowód w końcu możemy żyć tak jak chcemy; lub jak nie chcemy. Przynajmniej ja tak miałam i przyznam że nie do końca umiem wczuć się w osobę która stoi przed dylematem „co dziś zjem na śniadanie”. Cóż ona musi czuć na myśl o przyszłym roku. A co zabawniejsze, znam takich ludzi, nawet blisko. I wielokrotnie spędziłam z nimi długie godziny na rozmowach o przyszłości. Mają plany, marzenia, nawet możliwości ich realizacji a jednak wolą nie dokonywać zmian. Bo chociażby coś może się nie udać, a z drugiej strony jak się uda to co dalej…

Realne spojrzenie na świat

Ja też jestem obarczona strachem, chociażby z winy doświadczeń a jednak co jakiś czas podejmuję kroki żeby cokolwiek zmienić. No cóż, prawda taka że częściej się to nie udaje niż udaje. Wielokrotnie trzeba było pochylić głowę, przyznać że to do bani, i wrócić do punktu wyjścia. Ale jak się nad tym zastanowić to lepiej cofnąć się do punktu zero, niż diametralnie wszystko zmieniać. Dla mnie powrót oznacza że coś nie wyszło, nie zawsze z mojej winy. Zaś diametralna zmiana to oznaka przeżytego załamania i niewyobrażalnego strachu.
Nie wiem właściwie dlaczego, ale nabrałam przekonania że ludzie bez marzeń i planów nie będą mieli ich nigdy. Pamiętam moją pierwszą pracę na produkcji i szok że wiele osób pomimo beznadziejnemu zajęciu chce a nawet robi coś więcej. Po ośmiu godzinach rypania na etat, stają się artystami, kolekcjonerami, wykładowcami i Bóg jeden raczy wiedzieć kim jeszcze. A ich zajęcie jest mega twórcze i zupełnie odbiegające od wykonywanej pracy.

Wielkie marzenia małych ludzi

Właściwie tamte doświadczenia utwierdziły mnie w przekonaniu konieczności posiadania marzeń. Szczęście osiągamy będąc normalnym człowiekiem z wielkimi, czasem nawet pozornie nierealnymi marzeniami. Nie powiem, wciąż z uśmiechem przyjmuję zdanie koleżanki która wybierając się na emeryturę, zastanawia co chce w życiu robić. W rozmowach ze mną podkreśla że wciąż szuka swojej drogi. Naprawdę… koło sześćdziesiątki można dopiero szukać? No można, co więcej, nawet całkiem realne jest że się nią znajdzie. Najlepszym dowodem na to jest że coraz więcej takich osób poznaję. Szczególnie długo będę pamiętać przypadek Jacka. Człowieka który zamiast przejść na wcześniejszą, zasłużoną emeryturę postanowił zostać egzaminatorem, i mu się udało! Po długiej chorobie, rozstaniu z żoną i u progu spokojnego życia dopiął swego. Jak sam powtarza nie jest lekko, ale dzieje się, a o to mu właśnie chodziło, i nawet jeśli będzie miał kolejny zawał to odejdzie szczęśliwy.