Dzisiejszy wpis miał być o czymś innym… czyli kto się daje robić w h…?

Historia reklamy jest o wiele starsza niż media, ale to dzięki telewizji, radiu, prasie i internetowi udało się reklamie rozwinąć skrzydła.

Specjaliści od wizerunku marki prześcigają się w pomysłach jak najlepiej, najszybciej i najdrożej sprzedać dany produkt. Czasy gdzie można było reklamie wierzyć, a jej forma miała charakter informacyjny dawno przeszły do lamusa. Dziś liczy się „wow” „the best” i zdanie „specjalistów” Prawdy w tym tyle co kot napłakał, i nawet ulubionej pani od pogody wierzyć nie można, bo do końca jest pewność, czy zachwala projektanta bo lubi jego styl, czy zwyczajnie jej zapłacili.

Wychowałam się w czasach gdzie konkurencja była niewielka, ale jakość produktów i usług o niebo lepsza od obecnych. Z czasem pojawiły się buble i chałtura wypromowane na tyle dobrze że wyparły solidne oryginały. Z czasem pogodziłam się z tym i jak większość rówieśników nauczyłam odróżniać prawdę od reklamowej fikcji. Nawet na myśl mi nie przyszło że kolejne pokolenia mogą mieć z tym problem. Jakim cudem, młodzież dorastająca w środowisku social media, gdzie szybkość wypowiedzi jest zatrważająca wierzy promowaniu czegokolwiek? Oni, na własnej skórze niejednokrotnie przekonywali się jak łatwo można puścić plotkę w świat. Oni są pokoleniem obciążonym pogonią za pieniędzmi a jednak ufają celebrytom i rzecznictwu. Czyżby ufność ludzka była większa od zdrowego rozsądku i wiedzy?