Skrobanie w głowę czyli wszyscy jesteśmy wariatami

Ja nie! – odrzekła koleżanka siedząca obok


– Kobieta która przez 32 lata życia nie potrafiła zbudować związku na dłużej niż miesiąc, która potrafi obcego człowieka zalać potokiem słów i w pół godziny opowiedzieć swój życiorys, włącznie z informacją że nie lubi obecnej pracy i jest właśnie po zabiegu udrażniania kanału Ejsa (cokolwiek to znaczy), uważa się za normalną? – pomyślałam, ale nie miałam sumienia powiedzieć jej tego w oczy. – Chociaż z drugiej strony może i jest normalna. Przynajmniej jedna znajoma osoba ma prawo być wyjątkiem.
Ja z pewnością nie uważam się za normalną, co prawda nie piję, nie palę, nie obgryzam paznokci, nie dramatyzuję w piątek 13, nie zwracam uwagi którą nogą wstaję… za to sumiennie wyliczam czas.
Ze szkoły średniej pamiętam niewiele, ale to że po 10-12 godzinach spania organizm ludzki zaczyna się samozatruwać ale 6 godzin to za mało, pamiętam i dlatego wykombinowałam sobie że 7 będzie idealne. Dlatego bez względu na porę zaśnięcia nie wstaję zanim nie minie przynajmniej 6 i pół godziny.
Mam tak ogromnego kota na punkcie czasu że potrafię z uporem maniaka przemierzać codziennie tą samą trasę aż do momentu gdy przekonam się że krócej się nie da. Z innymi czasochłonnymi zajęciami mam podobnie, a zaoszczędzenie kilku minut sprawia mi ogromną radość. Pominę fakt że te kilka minut w sumie na nic mi się nie przyda i przepadnie gdzieś między zwykłymi zajęciami.
Liczenie czasu to nie jedyna moja umysłowa dysfunkcja, ale chyba jedna z bardziej upierdliwych, chociaż pomimo jej świadomości jakoś nie staram się z tym walczyć, właściwie to nawet ją lubię, tak jak świadomi palacze…. w końcu coś nam się od życia należy 😉